piątek, 9 maja 2014

Chapter 2.

- I co? Będziesz mnie tak przetrzymywał w domu i tyle? - zapytałam, moja złość wzrastała z sekundy na sekundę. Byłam wściekła na niego, na mojego ojca, na siebie i na wszystkich! Najchętniej to bym coś rozwaliła!
- Nie tylko. Będziesz ze mną w gangu, a po za tym będziesz moją prywatną gosposią, w sensie, że robisz obiady, śniadania, kolacje i w ogóle. Ogarniasz? - ale on ma tupet. Nie, ja w to wszystko nie wierzę. Wkurzyłam się na maksa, nie dam sobą pomiatać.
- CO? KOLEŚ, TY JESTEŚ JAKIŚ NIENORMALNY! Idę sobie spokojnie po pasach, ty mnie prawie przejeżdżasz, zatrzymujesz i porywasz! Idź sobie poszukaj innej zabawki, nie mnie! Już dosyć mam życie spierdolone, mógłbyś chociaż ty się ode mnie odczepić! Załatwiaj swoje sprawy z moim ojcem, nie ze mną, mam w dupie jego i te wszystkie interesy! - stałam i darłam się jak opętana. Chyba cała okolica mnie słyszała. Harry jak na razie zachował spokój i po prostu patrzył na moją twarz. Jego oczy wyrażały tylko i wyłącznie pustkę. - A teraz wychodzę, żegnam! Życzę miłego dnia! A nie, w sumie nie! - krzyknęłam i szybkim krokiem wyszłam z pomieszczenia. Wzięłam torbę i już chciałam wyjść, kiedy duża męska dłoń złapała mnie w tali i przyciągnęła do siebie. Psychol!
- Nie.Wyjdziesz.Stąd.Nigdy. - cedził przez zęby - Nie wyraziłem się jasno?! - krzyknął, a ja zatrzęsłam się ze strachu. On poważnie powinien być zamknięty w psychiatryku.
Zaczęłam się wyrywać i kopać go, rzucałam się na wszystkie strony, ale on nadal mnie ciasno trzymał. Uspokoiłam się kiedy zobaczyłam, że wyciągnął nóż. Czy to mój koniec? Teraz pożałowałam wszystkich swoich słów, swoich czynów, wszystkiego! Nawet tego, że się urodziłam.
- Jeszcze słowo - warknął mi do ucha. Przełknęłam głośno ślinę i czekałam na dalszy rozwój wydarzeń. Chłopak odłożył narzędzie na bok i szybko odwrócił mnie do siebie. Patrzył na mnie wzrokiem takim.. jakby chciał mnie zabić. A może chce?
Harry wpił się w moją szyję, mocno ją ssąc. Ałć! On jest poważnie nienormalny, Boże, błagam uratuj mnie z tego piekła! Jego usta błądziły po mojej szyi zostawiając mokre ślady. Chciałam go odepchnąć, zrobić cokolwiek, ale on był za silny. W końcu odczepił się od mojej szyi, ale przyparł mnie do drzwi wyjściowych i przybliżył usta do mojego ucha.
- Jesteś już moja, skarbie - szepnął. Przeszły mnie zimne dreszcze. Czemu akurat mnie to musiało spotkać? Już wolałabym nie żyć.
Harry trzymał mocno moje nadgarstki na plecach. Bolało mnie już wszystko, dosłownie.
- Będziesz się słuchać, kochanie? Wiesz, że ja jestem zdolny do wszystkiego - szepnął do mojego ucha i ucałował szyję. Nie odpowiadałam nic, bałam się. Przełknęłam głośno ślinę, łzy zbierały mi się do oczy, ale nie mogłam pokazać mu, że się poddaję. Już było  mi wszystko jedno co zrobi.
- Odpowiedz jak do ciebie mówię! - krzyknął, a ja prawie podskoczyłam. Przymknęłam oczy zatrzymując łzy.
- Tak - szepnęłam. Moja głowa opadła w dół, otworzyłam oczy, od razu wypłynął z nich wodospad łez.
- No i co ryczysz? Nic ci to nie da, teraz miej pretensje do swojego ojca. - chciałam mu wykrzyczeć to, jak bardzo go nienawidzę, że jest skończonym chujem, ale oczywiście jak to mi, zabrakło odwagi. Wiem, że od razu pożałowałabym tych słów, ale zawsze warto spróbować. Nie mam nic do stracenia.
Chłopak złapał mnie za włosy, na co syknęłam, zabolało. Bez słowa pociągnął mnie w górę po schodach i zaprowadził do jakiegoś pokoju. Było tutaj naprawdę pomieszczeń, wszystko ładnie ustrojone. Kocham takie miejsca, do Harry'ego to w ogóle nie pasowało. Jak się okazało, była to jego sypialnia, w której na środku stało wielkie, dwuosobowe łóżko, po prawej stronie wielka szafa, a po lewej jakaś komoda, czy co to było. W całym domu miał naprawdę dużo zieleni, przeróżnych kwiatów. Zapach unoszący się w powietrzu dodawał temu wszystkiemu uroku. Gdy weszło się do jego sypialni, można było poczuć zapach męskich perfum.
Harry zamknął za nami drzwi i puścił moje włosy. Skrzywiłam się i po prostu stanęłam patrząc na jego dalsze ruchy. Bałam się, co teraz chciał zrobić?
- Słuchaj. Wiem, że nie masz tutaj swoich rzeczy, ubrań, ani nic, ale już zadzwoniłem do chłopaków, przywiozą takie wiesz, podstawowe dla ciebie, a jutro pojedziemy na zakupy. - usiadł na łóżku przyglądając się mi. On był przerażający.
- Nie boisz się, że ktoś nas zobaczy? To jest więcej niż pewne. - powiedziałam, bo taka była prawda. Byłam pewna, że ktoś nas zobaczy. Wtedy miałabym szansę na ucieczkę.
- O to się kochanie nie musisz martwić, chłopaki będą blisko nas. - posłał mi swój złowrogi uśmieszek, który już zdążyłam znienawidzić. Zdałam sobie sprawę z tego, że ja nigdy stąd faktycznie nie ucieknę. Nie mam jak. W nocy nie miałam szans, może i spał, ale zdążyłby się obudzić zanim wstałabym z łóżka. W dzień jest ciągle w domu, a jeśli nie, to ja idę z nim do tego gangu, czy gdzie tam, jak powiedział. Bałam się tych jego "kumpli". Są tacy sami niebezpieczni jak Harry, a może jeszcze gorzej. Zostało mi chyba tylko pójść i się powiesić, albo pociąć. Nic innego.
- Chodź tu do mnie. - moje przemyślenia na ten temat przerwał głos Harry'ego. Przeniosłam swój wzrok z podłogi na jego twarz, wyciągał do mnie lekko ręce, a ja przełknęłam głośno ślinę i podeszłam powoli. Stanęłam przed nim, a on przyciągnął moje ciało bardziej do siebie, tak, że stałam między jego nogami.
- Jade, ja nie chcę cię krzywdzić. Ale jeśli będziesz stawiała opory, nie słuchała mnie, będę musiał się posunąć dalej.
- Dlaczego mi to robisz? - zamknęłam oczy, czując jak w oczach gromadzą mi się kolejne łzy.
- Muszę. Twój ojciec musi zapłacić za to co zrobił. Mam nadzieję, że ruszy go to, że jego córka została porwana, nie wie gdzie jest, a po za tym, ty jeszcze nie wiesz co cię czeka. - no tak, znowu zmienił się w tego bezdusznego potwora. Myślałam, że chociaż przez chwilę będzie miły, no cóż. Pozory mylą.


----------------------------------------------------------------------------------------
No to przed Wami rozdział 2 :)
Hyhy, zaczyna się troszkę :)
Liczę na Wasze komentarze.
Kocham Was ♥

czwartek, 1 maja 2014

Chapter 1.

Siedziałam w jego eleganckim samochodzie całkowicie zestresowana. Nie wiedziałam co
mam robić, czy w ogóle mogę się ruszyć. Ten koleś przerażał mnie. Na dodatek pewnie teraz wywiezie mnie gdzieś daleko do lasu, zgwałci, zabije i zakopie. Bałam się nawet na niego spojrzeć. Nie wiedziałam o nim nic. Nawet jak ma na imię. Nic mi nie powiedział. W ogóle, nie odzywał się od początku, a jedziemy od dobrych 10 minut. Nawet nie wiem gdzie jesteśmy, okolica była mi całkowicie nieznana.
- Jak masz na imię? - moje przemyślenia przerwał jego niski głos. Wtedy odważyłam się spojrzeć na niego. Jego wzrok skupiony był na drodze, nawet na mnie nie popatrzył. Może to nawet lepiej. Nie mogłam wydać z siebie żadnego dźwięku, zamurowało mnie.
- Mam powtórzyć? - niecierpliwił się, wtedy dopiero przeniósł swój wzrok na mnie. Jego oczy... były takie magiczne. Kocie oczy. Mam słabość do chłopaków z zielonymi oczami, ale on mnie przeraża, on w ogóle jest wyjątkiem.
- Jade - powiedziałam cicho, odwracając wzrok. Wpatrywałam się w krajobraz za oknem, kompletnie nie wiedziałam gdzie jestem.
- Piękne imię, dla pięknej dziewczyny - co? To ty nie chcesz mnie zgwałcić? No, w sumie, pewnie chce mnie zmylić, a potem zaciągnąć gdzieś. Takim ludziom nie można ufać.
- A ty? - zebrałam się na odwagę i zapytałam go o to. Uśmiechnął się delikatnie, nadal skupiając całą swoją uwagę na drodze.
- Jestem Harry - pokiwałam głową i ponownie odwróciłam wzrok. Przez resztę podróży każdy był cicho. W końcu dojechaliśmy pod jakiś dom. Można było zgadywać, że to jego. Ale taki wielki? Skąd on wziął na to pieniądze? Po jego wyglądzie można uważać, że pali papierosy i zapewne też bierze narkotyki. To pewnie dlatego ma tyle pieniędzy, sprzedaje je.
Brunet obszedł cały samochód i otworzył mi drzwi. Wyciągnął do mnie rękę uśmiechając się. Byłam kompletnie zaskoczona i zdezorientowana.
- Gdzie jesteśmy? - zapytałam przyglądając się wielkiej posesji. Byłam pod wrażeniem, dom był naprawdę wielki.
- Jesteśmy u mnie w domu - wzięłam moją torbę i po prostu przeszłam jak najdalej od niego przyglądając się całej okolicy. To osiedle, musiało być chyba najbogatsze z całego Londynu, bo każdy dom był taki.
- Po co mnie tutaj przywiozłeś? - moja odwaga mnie zaskakiwała. Odwróciłam się od niego, podskoczyłam ze strachu, stał zaraz za moimi plecami. Jak mogłam go nie wyczuć? Dobry jest.
- Wkrótce się dowiesz, kochanie - przeszedł mnie dreszcz jak wypowiedział to ostatnie słowo - a teraz chodź, zobaczysz jak jest w środku i zobaczysz swój pokój.
Co kurwa? Swój pokój? Że niby co? Jak? Co ty ode mnie człowieku chcesz? Wiesz co, i tak najlepiej, by chyba było gdybyś mnie już dawno zabił, nie musiałabym tak cierpieć.
Chłopak poprowadził mnie w stronę drzwi, weszłam pierwsza i od razu zobaczyłam ogromną przestrzeń. Ten dom zdecydowanie nie pasował do niego.
- Rozgość się - powiedział. Coraz bardziej nie rozumiałam tego chłopaka. Był zagadką. Zostawiłam swoją torbę w przedpokoju i poszłam za nim. Wszędzie rozglądałam się, oglądałam. Byłam cicho, nie chciałam się odzywać. Bałam się, że coś źle powiem i on mi coś zrobi.
- Chcesz się czegoś napić? - usłyszałam jego głos z kuchni, która połączona była z salonem. Patrzył na mnie, stał na środku pomieszczenia. Zaprzeczyłam ruchem głowy i powróciłam do oglądania obrazów i przeróżnych ozdób znajdujących się w salonie.
- Chodź tutaj - usłyszałam jego głos, odwróciłam się i po prostu poszłam do kuchni, nie chciałam na razie mu się sprzeciwiać. Patrzył na mnie tymi swoimi przerażającymi tęczówkami. Skinął głową, bym usiadła przy stole, który stał w rogu pomieszczenia, wcześniej nawet go nie zauważyłam. Zajęłam jedno miejsce, a on usiadł naprzeciwko mnie.
- Chyba czas ci coś wyjaśnić - patrzył mi prosto w oczy. Westchnął głośno odwracając swój wzrok.
- To powiesz mi dlaczego akurat ja? Przecież nic ci nie zrobiłam - powiedziałam cicho.
- Tak. Ty mi nic nie zrobiłaś, ale twój ojciec tak - zmroziło mnie. Co? Mój ojciec? Co on zrobił? Czemu ja teraz muszę za to płacić?
- Co on zrobił? - zapytałam, chciałam wiedzieć jak najwięcej.
- Twój ojciec perfidnie mnie oszukał i okradł - powiedział z jadem, gdyby można było zabijać wzrokiem, chyba już dawno leżałabym pod stołem. - I właśnie teraz chcę się zemścić. Chcę odebrać mu to co kocha, będzie błagał mnie, bym przestał.
- Dlaczego mścisz się na mnie? - zapytałam.
- Bo tylko na tobie mogę. Nie ma nikogo innego.
- Kiedy mnie stąd wypuścisz?
- Nigdy.


-----------------------------------------------------------------------------
No to mamy rozdział 1 :)
Mam nadzieję, że opowiadanie się Wam spodoba, piszcie w komentarzach!
Do następnego :*