piątek, 19 grudnia 2014

Chapter 5.

Próbowałem zatamować krew, ale ciągle mi się to nie udawało. Co ja miałem kurna zrobić? Wezwać karetkę?! To zły pomysł, a gdyby ją ktoś rozpoznał? Byłbym w dupie. Nie wiem ile zużyłem bandażu, ale krew przestała lecieć. Najważniejsze. Nadal była nieprzytomna, chciałem by już się wybudziła. Szczerze mówiąc trochę się o nią bałem. Nie tak to się miało skończyć. To się nawet jeszcze nie zaczęło. Położyłem jej ciało na łóżku u mnie w sypialni i cierpliwie czekałem aż się wybudzi. Kolejny raz się spóźnię. Trudno. Niech przyjdą tutaj, ja dzisiaj się chyba już nigdzie nie ruszam.
Przez cały czas przy niej siedziałem, leżałem, turlałem się, wszystko, by tylko jakoś szybciej leciał ten czas. Moja komórka ciągle brzęczała, już nawet jej nie sprawdzałem. Byłem pewny, że to chłopaki. Jakoś nie miałem ochoty odbierać od nich telefonu, nawet jeśli się martwili. Nie wiem ile czasu minęło, ale ona nadal się nie obudziła. Telefon przestał drażliwie brzęczeć, aż w końcu usłyszałem dzwonek do drzwi. Widocznie musiałem je zamknąć, a w sumie to oczywiste, skoro w moim domu jest Jade, która w każdej chwili mogłaby uciec. Wiedziałem, że to chłopcy, więc cudem zszedłem z łóżka i ruszyłem w stronę dolnego piętra mojej willi. Otworzyłem drzwi, a dwójka chłopaków "wsypała" się do mojego domu.
- Czy ty do cholery jasnej nie umiesz odbierać telefonu?! - wydarł się na mnie Louis, przez co moja głowa jeszcze bardziej zaczęła mnie boleć. Wcześniej nawet nie zwróciłem na to uwagi. Louis i Zayn od razu udali się w stronę kuchni i salonu w poszukiwaniu Jade.
- Pocięła się. Nie mogłem przyjechać. - obydwaj odwrócili się w moją stronę, jakbym powiedział nie wiadomo co.
- Co?! Jak to się kurwa pocięła? Nawet nie zdążyliśmy jej poznać, a ona już chciała się zabić? - widocznie nie mogli tego przyjąć. Cóż, a co ja miałem powiedzieć? Poszła normalnie do łazienki, żeby się ogarnąć, a potem wyniosłem ją nieprzytomną..
- Harry? - wszyscy odwróciliśmy się w stronę dochodzącego głosu. Obudziła się.. dzięki Bogu. Co?! Co ja gadam? Jej głos był cichy i słaby, zdziwiłem się, że zdołaliśmy ją usłyszeć. Stała na szczycie schodów, patrząc na nas. Widziałem, że się bała.
- W końcu! - powiedziałem donośnie i kiwnąłem głową, by zeszła na dół. Powolnym krokiem, niepewna swoich kroków szła w naszą stronę. Kiedy już znalazła się przy mnie, stanąłem za nią i położyłem swoje dłonie na jej ramionach. Poczułem jak przez jej ciało przeszedł dreszcz.
- Dobra, no to poznaj moich kumpli. To Zayn, a to Louis. - pokazałem po kolei na chłopaków, a oni wystawili swoje dłonie. Dziewczyna nieśmiało odwzajemniła uścisk dłoni.
- Może przejdziemy do kuchni? Dzisiaj chyba już nie pojedziemy na to spotkanie całego gangu, więc pogadajmy w trójkę. - odezwał się Zayn. Kiwnąłem głową i wszyscy ruszyliśmy w stronę kuchni. Poszedłem pierwszy, myślałem, że Jade pójdzie za nami, ale ona ani drgnęła. Odwróciłem się do niej i już chciałem powiedzieć, żeby się ruszyła, ale ona niespodziewanie prawie upadła. Prawie oznaczało to, że w ostatniej chwili ją złapałem i wziąłem na ręce. Nie wiem czemu ją wziąłem na ręce, ale myślę, że gdybym ją po prostu podniósł, nie utrzymałaby się na nogach.
- Ej, co jest? - zamknęła oczy. Czy ona znowu zemdlała.. Nie, po prostu była słaba. Może nie powinna tutaj w ogóle schodzić. Teraz taki opiekuńczy? Jej ręce były oplecione na mojej szyi. Szczerze? Wcale mi to nie przeszkadzało, czułem się dobrze. Odłożyłem jej ciało na kanapę w salonie, gdzie od razu zjawili się chłopcy. Zapewne byli tak samo zdezorientowani jak ja.
- Co się dzieje? - zapytałem, a ona zakryła swoje oczy dłońmi. Nie chciała mi powiedzieć. Albo po prostu nie mogła.
- Strasznie mi słabo. - odparła cicho. Odsunąłem się od kanapy, podniosłem i nerwowo potarłem kark. Spojrzałem na chłopców, którzy od razu przenieśli swój wzrok z Jade na mnie.
- Dasz radę się podnieść? - zapytałem.
- Tak, jasne. Pójdę na górę. - jak najszybciej próbowała się podnieść, ale jej to nie wyszło.
- Dobra.. poczekaj. - zatrzymałem ją w miejscu. Byłem nerwowy, nie wiedziałem czemu. Zawsze byłem pewny siebie, niczego się nie bałem, a teraz co? - Zaniosę cię na górę. - patrzyłem na jej kompletnie zdziwioną minę, ale olałem to. Delikatnie wziąłem ją na ręce i powoli poszedłem w stronę schodów. Wszedłem do mojej sypialni, gdzie od razu na łóżku ułożyłem jej kruche ciało. Była tak cholernie chuda i lekka. Czy ona coś je?
- Co chcesz do jedzenia? Na pewno jesteś głodna. - wow Harry, jakiś ty opiekuńczy. No, ale chyba musi coś jeść, tak?
- Nie wiem.. obojętnie. - odparła cicho, a ja pokiwałem głową. Przykryłem ją kołdrą i poszedłem na dół.
- Co to było? - zapytał mnie Louis, gdy od razu znalazłem się na dole.


-----------------------------------------------------------
Hej:)
Tak, wiem. Zawaliłam po całej linii. Jednak nie zamierzam zostawić tak tego bloga. Tylko Wy (o ile ktoś tu jeszcze jest) musielibyście mi w tym pomóc.
By go troszkę nagłośnić. Gdyby było więcej czytelników, byłabym pewna, że chęć do pisania również. Nie chcę przedłużać.
I nie będę się tłumaczyć, bo to bez sensu.
Komentujcie :)
Pozdrawiam ♥

sobota, 5 lipca 2014

Chapter 4.

*Następny dzień*

Obudziłam się będąc przygnieciona czyimś ciałem. W jednej chwili wszystko mi się przypomniało, wszystkie wydarzenia. Jakoś od nowa odechciało mi się żyć. Podczas snu, przynajmniej mogłam sobie wyobrazić, że wszystko jest w porządku. Kiedy zorientowałam się kto na mnie leży, próbowałam zrzucić z siebie jego ciężkie ciało, ale on przez sen jeszcze bardziej mnie do siebie przyciągnął. Powoli zaczynało brakować mi powietrza. Minimalnie odwróciłam się w stronę Harry'ego, by spróbować go jakoś obudzić. Uniosłam rękę i delikatnie poklepałam go po policzku. Czekałam, aż w końcu otworzy te swoje oczy, ale tego nie zrobił. Mruknął coś niezrozumiałego i na tym się zakończyło. Jak na zawołanie, usłyszałam dźwięk dzwoniącego telefonu Harry'ego. Próbowałam wyjąć mu ten telefon, ale niezbyt mi się to udało. Chłopak jęknął cicho i odwrócił się, w końcu wypuszczając mnie ze swoich objęć. Wyjął dzwoniące urządzenie z kieszeni i nawet nie patrząc kto jest moim wybawcą, przyłożył je do ucha.
- Halo.. - odezwał się zaspanym głosem. Ciągle miał zamknięte oczy. - Co..? To dziś? Kurwa.. Muszę? - wnioskując po jego słowach, miał jakieś spotkanie, na które chyba ja też musiałam iść, bo nie sądzę, by zostawił mnie samą w domu. - Dobra.. będę za godzinę. - zakończył połączenie i odłożył telefon na szafkę. Wtedy dopiero spojrzał na mnie.
- Hej. - odezwał się ponownie. Serio? Tylko na tyle było go stać?
- Hej. - odpowiedziałam tym samym, odwracając swój wzrok na ścianę.
- Jak ci się spało? - w sumie.. łóżko całkiem wygodnie, ale sam Harry obok mnie.. To już mnie przeraża.
- Oprócz tego, że przez całą noc spałeś na mnie, to całkiem spoko. - zaśmiał się i przekręcił moją głowę w swoją stronę.
- Będziesz musiała się przyzwyczaić. - czemu on dzisiaj taki miły? To dziwne! Nawet bardzo. Pewnie cieszę się za wcześnie. I co miały oznaczać te słowa?
Harry podniósł się z łóżka, nadal będąc w ubraniach z wczorajszego dnia, ale widocznie zakręciło mu się w głowie, bo lekko się zachwiał. Złapał równowagę i podszedł do wielkiej szafy. Wyciągnął z niej jakieś ubrania, nie patrzyłam nawet co, odwróciłam wzrok.
- Ja bym ci radził wstać, bo za niecałą godzinę musimy wyjść z domu. Potem jedziemy na zakupy. - powiedział i wyszedł z pokoju. Przecież ja nawet nie mam tutaj ubrań. Chwilę później zobaczyłam go z powrotem w drzwiach. - A, i ubrania masz naszykowane w twojej łazience. - dodał i wyszedł. To zajebiście. Nawet nie wiem gdzie jest ta łazienka. Co za debil. Mógł przynajmniej mi wszystko powiedzieć, a nie.
Podniosłam się z łóżka, ciągle byłam ubrana w ciuchy z wczorajszego dnia, czyli w tą spódniczkę, która mnie zaczynała już wkurzać. Wyszłam z pokoju, ujrzałam korytarz, który teraz wydawał się krótszy niż wczoraj. Po lewej stronie na samym końcu zobaczyłam schody, czyli nie tam mam się udać. Chyba. Zaraz obok słyszałam dochodzące ciche śpiewanie spod prysznica, oznajmujące, że Harry tam jest. Skoro.. on teraz bierze prysznic, to może ja bym miała szansę na ucieczkę? To dobry pomysł! Od razu ruszyłam w stronę schodów, po cichu z nich schodząc. Na górze słyszałam głos Harry'ego wołającego moje imię. O kurwa, muszę się pośpieszyć. Już miałam naciskać klamkę od drzwi wyjściowych, kiedy za sobą usłyszałam jego chłodny ton głosu.
- Gdzie idziesz? - moje przerażenie wzrosło na poziom maksimum. Brunet złapał mnie za rękę i odwrócił, przygwożdżając plecami do drzwi. - Nie wyraziłem się kurwa jasno?! - wydarł się. Przymknęłam oczy i czekałam, aż mnie uderzy, albo coś w tym stylu, ale on po prostu odsunął się i chyba poszedł na górę. Powolnym krokiem ruszyłam w stronę salonu, z którego zobaczyłam Harry'ego w kuchni opierającego się o blat. Nie chciałam go jeszcze bardziej wkurzać, więc po prostu poszłam na górę. Szukałam tej łazienki, aż w końcu znalazłam. Na małej szafce, obok prysznica leżały ubrania. Zamknęłam za sobą drzwi i podeszłam do szafki, sprawdzając jakie to są ubrania. Szczerze? Spodziewałam się, że Harry wybierze jakieś wyzywające, krótkie spódniczki, szpilki czy coś, a tu zwykła koszulka, krótkie, dżinsowe spodenki i vansy. W sumie, to lepiej. Zauważyłam też, że jest czarna bielizna, a nawet jakieś kosmetyki i szczoteczka do zębów. Wow, to się postarał. Chyba, że to nie on. Ale chwila.. skąd on wiedział jaką bieliznę kupić?! Już nic z tego nie rozumiałam.

*Perspektywa Harry'ego*

Najdziwniejsze w tej całej sytuacji było to, że ta dziewczyna nie tylko mnie wkurwiała, ale jeszcze pociągała. Obserwowałem ją już długi czas, ale nigdy z bliska. Nie wiedziałem również, że jest tak kurewsko piękna. Okej, widziałem jej zdjęcia i w ogóle, ale na żywo jest jeszcze piękniejsza. Boże, co ja gadam. W ogóle nie powinienem tego mówić. Kiedy chciała uciec, tak, to prawda, wkurzyłem się, ale jak na razie nie chciałem jej bić, ani nic w tym stylu. Jednak musiała wiedzieć, kto tutaj rządzi. Jeśli spróbuje drugi raz, wtedy dostanie. Dzisiaj całkowicie zapomniałem o tym spotkaniu naszego gangu, którego byłem przywódcą. Może i musiałem być tam pierwszy, ale chłopaki już się przyzwyczaili do tego, że się spóźniam. Zawsze do mnie dzwonili. Wszyscy wiedzieli, że porwałem Jade. Każdy pomagał mi w tym, by ją złapać, w końcu ten jej ojciec okradł nas wszystkich. Nasz cały gang. Chciałem odpocząć od tego wszystkiego. Od tych wszystkich problemów, wyjść i nie wrócić.
Słyszałem, że pobiegła na górę. Zapewne zaszyła się w łazience i prędko z niej nie wyjdzie. Postanowiłem sprawdzić jej torbę i zabrać jej telefon. Musiałem go jak najprędzej wyłączyć, by nikt nie mógł nas namierzyć. Wiedziałem, że zaczęli jej szukać, chłopcy obserwowali już dziś jej rodzinę. Wziąłem do ręki torbę i zacząłem poszukiwania telefonu. Znalazłem go, leżał na samym dnie. Zauważyłem ponad 100 nieodebranych połączeń i około 60 nowych wiadomości. Nawet nie sprawdzałem. Szybko wyłączyłem urządzenie i z powrotem schowałem do torby. Odłożyłem torbę w sypialni w szafie, by jej nie znalazła, ani nie szukała. Nie mogła mieć z nikim kontaktu. Od razu powiedziałaby gdzie jest, a wtedy miałbym przejebane. Wróciłem na dół i trochę ogarnąłem w salonie, pomimo tego, że powinna to zrobić ona. Potem poszedłem do góry, by sprawdzić, czy czegoś sobie nie zrobiła w tej łazience, bo coś długo w niej siedziała. Zapukałem lekko do drzwi, nikt się nie odezwał.
- Jade? - zacząłem, niecierpliwiąc się. Nie odpowiadała. - Jade? - powtórzyłem. Ej no kurde, co jest. Postanowiłem wejść do środka i zobaczyć co się stało. Drzwi były zamknięte na klucz. Wyważyłem je. Nie było trudno, nie takie rzeczy się robiło. Otworzyłem je szeroko, miałem zacząć się drzeć na nią, ale zobaczyłem jej ciało leżące na środku łazienki z zakrwawionym nadgarstkiem. Cholera.




---------------------------------------------------------------------
Dzień dobry, witam! :)
Wow, udało mi się nawet szybko napisać i dodać. Nawet długi jest ;)
No w sumie, w porównaniu do wcześniejszego to jest długi XD
Mam nadzieję, że Wam się spodobał :)
Pod ostatnim było tylko 4 komentarze :c
Postaracie się więcej?
Bardzo proszę.
Zostawcie choć malutki ślad po sobie. :)

Jeśli są jakieś błędy, to z góry przepraszam, nie jestem w stanie każdy zauważyć.
Myślę, że to tyle ;)
Komentujcie!
Do następnego :)
Kocham Was ♥

niedziela, 29 czerwca 2014

Chapter 3.

*Perspektywa Lily*


Od paru godzin nie odbiera telefonu, nie odpisuje. W domu podobno też jej nie było, bo dzwoniłam do mamy Jade. A co jeśli, jak ktoś ją porwał? Wtedy byłaby to moja wina, bo ja mogłam z nią iść, a nie. Szła sama, ktoś mógł to zrobić. Bezdźwięcznie złapać i wrzucić do samochodu, wywożąc gdzieś daleko za miasto.
Bałam się.

Cholernie się bałam, że coś jej się stało.
Następnego dnia nadal nie otrzymywałam od niej żadnego znaku życia. Podobno nie wróciła na noc do domu. To już mnie bardzo zaniepokoiło. W szkole się nie pojawiła. Kurwa, coś się musiało stać. Ona nigdy tak nie robiła. Zawsze dawała znać, jak nie przychodziła do szkoły. Kiedy lekcje się skończyły, postanowiłam pójść z chłopakami do domu Jade. Może jest tam, ale zapomniała napisać, że dziś nie idzie do szkoły.
Stanęłam przed drzwiami i zadzwoniłam dzwonkiem. Wszyscy czekaliśmy niecierpliwie, aż ona otworzy nam drzwi i wszyscy spokojnie wejdziemy do środka. Jednak tak się nie stało. Drzwi otworzyła nam jej mama. Dziwne, że była w domu.
- Jest Jade? - zapytaliśmy wspólnie, a z jej oczu wydostały się łzy. Pokręciła przecząco głową i ruchem ręki zaprosiła nas do środka domu. Wiedzieliśmy, że ktoś ją porwał. Moje obawy się potwierdziły.
- Nie wróciła na noc. - powiedziała pani Parker, weszliśmy dalej za nią do salonu.
- Podejrzewa pani, gdzie ona może być? - zapytał Ashton.
- Nie, nie mam zielonego pojęcia. Myślałam, że jest z wami, ale skoro przyszliście tutaj bez niej.. nie wiem nic. Kompletne zero, pustka. Nie odbiera telefonu, nie odpisuje na wiadomości.. Może macie jakieś swoje ulubione miejsce, gdzie mogłaby być? Może podejrzewacie gdzie ona jest? - zapytała po kolei patrząc na nas zapłakanymi oczami. Było takie jedno miejsce..
- W sumie.. tak, jest takie miejsce, ale dawno tam nie byliśmy. - odezwałam się.
- W takim razie jedziemy tam, zbierajcie się. - wszyscy wspólnie wyszliśmy i wsiedliśmy do auta mamy Jade. Każdy z nas mocno się niecierpliwił, każdy miał nadzieję, że może tam być. Ale cóż.. dotarliśmy na miejsce, nie było jej tam. Wtedy wiedzieliśmy, że musimy po prostu iść na policję, by zajęli się tą sprawą i sami również zacząć poszukiwania.

*Perspektywa Jade*

Mieszkam z psycholem i mordercą pod jednym dachem. Jeśli za chwilę nie wybuchnę to będzie dobrze. On ciągle mi karze coś robić, jak nie sprzątać, to gotować, albo robić pranie. Zaraz się wkurwię, rzucę mu tym na twarz i pójdę sobie, naprawdę. Kiedy dokończyłam swoją 'robotę', zeszłam na dół, gdzie był on i miałam zamiar go poinformować o tym, że już wszystko skończyłam. Leżał na kanapie wolno pijąc jakieś piwo i oglądając telewizję. Gdy usłyszał, że zeszłam nieoczekiwanie poklepał miejsce obok siebie, karząc mi, bym usiadła obok niego. Niepewnie zrobiłam to, a on przyciągnął mnie do siebie. Okej, tym to mnie zaskoczyłeś. W sumie.. Harry też jest człowiekiem i potrzebuje jakiejś bliskości, ciepła drugiego człowieka.. tak mi się przynajmniej wydaje. Ja pierdole, co ja wygaduje. ON ZABIŁ CZŁOWIEKA. Jak ktoś taki może mieć serce? To nierealne. Jeszcze teraz próbuje zniszczyć kolejnego. Mnie. W sumie, siedząc tak przy nim, jakoś nie czułam się.. zagrożona? Chyba tak to mogłam określić, czułam się przy nim bezpieczna. Nie no, przepraszam, ale ja nie wiem co ja dzisiaj wygaduję. Czy on mi coś dosypał do tej wody, co mi wcześniej dał?
- Jak się czujesz? - usłyszałam za uchem. Chyba już tak bardzo się opił, że nie wie co się wokół niego dzieje. Jak miałabym się czuć, będąc przez niego uwięziona?
- Jestem zmęczona. - odparłam, a on od razu odłożył prawie pustą butelkę na podłogę i chwiejąc się, stanął na równe nogi.
- W takim razie idziemy spać, skoro jesteś zmęczona. Chodź. - splótł nasze dłonie razem, o matko. Jego ręka była taka ciepła. Nie chciałam z nim spać.
- Nie będę z tobą spać, Harry. - powiedziałam pewnie, by uświadomić mu to, że idę spać do innego pokoju, nawet jeśli miałabym spać na podłodze, przykuta kajdankami do łóżka.
- Mhmm. - mruknął pijany, idąc w stronę schodów. Przecież on się tutaj zabije. Podbiegłam do niego i objęłam go w tali, a on sam położył swoją rękę na mojej szyi. Jakoś wprowadziłam go po schodach na górę, Harry ciągle coś mamrotał pod nosem. Nawet nie mogłam zrozumieć co. Weszłam do jego sypialni, nawet nie zamykając drzwi. Poprowadziłam go do łóżka, opadł na nie ciągnąc mnie za sobą. Mocno objął mnie w pasie, przez co nie mogłam się ruszyć.
- Nigdzie się nie ruszasz, śpisz ze mną. - wymamrotał i jeszcze bardziej mnie do siebie przyciągnął.
No kurwa.


------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że taki króciutki.
Nie byłam w stanie nic więcej jak na razie napisać, ale jest dobrze, że chociaż tyle.
Myślę, że w następnym rozdziale już więcej coś się wydarzy.
Jeszcze raz przepraszam, są wakacje, postaram się pisać więcej :)
Komentujcie! :)
To na tyle.
Do następnego, kocham Was ♥

środa, 25 czerwca 2014

Czemu nie ma rozdziału?

Witajcie. Rozdziału nie było ponad miesiąc i jakoś nie za bardzo mnie ciągnie do pisania go.
Przepraszam.
Po zakończeniu roku już zacznę pisać, obiecuję!
To znaczy, jest już zaczęty, nawet troszkę mam napisane, ale jakoś nie mogę pisać dalej, nie mam motywacji. Mam już pomysł co będzie dalej, ale nie na razie muszę napisać coś wstępnego, zanim przejdziemy do akcji.
Naprawdę, bardzo Was przepraszam za tak duże opóźnienie!
Postaram się to nadrobić, tylko potrzeba mi więcej motywacji!
Jeszcze raz bardzo, bardzo przepraszam.
Czekajcie cierpliwie! :)

Pozdrawiam. xx 

piątek, 9 maja 2014

Chapter 2.

- I co? Będziesz mnie tak przetrzymywał w domu i tyle? - zapytałam, moja złość wzrastała z sekundy na sekundę. Byłam wściekła na niego, na mojego ojca, na siebie i na wszystkich! Najchętniej to bym coś rozwaliła!
- Nie tylko. Będziesz ze mną w gangu, a po za tym będziesz moją prywatną gosposią, w sensie, że robisz obiady, śniadania, kolacje i w ogóle. Ogarniasz? - ale on ma tupet. Nie, ja w to wszystko nie wierzę. Wkurzyłam się na maksa, nie dam sobą pomiatać.
- CO? KOLEŚ, TY JESTEŚ JAKIŚ NIENORMALNY! Idę sobie spokojnie po pasach, ty mnie prawie przejeżdżasz, zatrzymujesz i porywasz! Idź sobie poszukaj innej zabawki, nie mnie! Już dosyć mam życie spierdolone, mógłbyś chociaż ty się ode mnie odczepić! Załatwiaj swoje sprawy z moim ojcem, nie ze mną, mam w dupie jego i te wszystkie interesy! - stałam i darłam się jak opętana. Chyba cała okolica mnie słyszała. Harry jak na razie zachował spokój i po prostu patrzył na moją twarz. Jego oczy wyrażały tylko i wyłącznie pustkę. - A teraz wychodzę, żegnam! Życzę miłego dnia! A nie, w sumie nie! - krzyknęłam i szybkim krokiem wyszłam z pomieszczenia. Wzięłam torbę i już chciałam wyjść, kiedy duża męska dłoń złapała mnie w tali i przyciągnęła do siebie. Psychol!
- Nie.Wyjdziesz.Stąd.Nigdy. - cedził przez zęby - Nie wyraziłem się jasno?! - krzyknął, a ja zatrzęsłam się ze strachu. On poważnie powinien być zamknięty w psychiatryku.
Zaczęłam się wyrywać i kopać go, rzucałam się na wszystkie strony, ale on nadal mnie ciasno trzymał. Uspokoiłam się kiedy zobaczyłam, że wyciągnął nóż. Czy to mój koniec? Teraz pożałowałam wszystkich swoich słów, swoich czynów, wszystkiego! Nawet tego, że się urodziłam.
- Jeszcze słowo - warknął mi do ucha. Przełknęłam głośno ślinę i czekałam na dalszy rozwój wydarzeń. Chłopak odłożył narzędzie na bok i szybko odwrócił mnie do siebie. Patrzył na mnie wzrokiem takim.. jakby chciał mnie zabić. A może chce?
Harry wpił się w moją szyję, mocno ją ssąc. Ałć! On jest poważnie nienormalny, Boże, błagam uratuj mnie z tego piekła! Jego usta błądziły po mojej szyi zostawiając mokre ślady. Chciałam go odepchnąć, zrobić cokolwiek, ale on był za silny. W końcu odczepił się od mojej szyi, ale przyparł mnie do drzwi wyjściowych i przybliżył usta do mojego ucha.
- Jesteś już moja, skarbie - szepnął. Przeszły mnie zimne dreszcze. Czemu akurat mnie to musiało spotkać? Już wolałabym nie żyć.
Harry trzymał mocno moje nadgarstki na plecach. Bolało mnie już wszystko, dosłownie.
- Będziesz się słuchać, kochanie? Wiesz, że ja jestem zdolny do wszystkiego - szepnął do mojego ucha i ucałował szyję. Nie odpowiadałam nic, bałam się. Przełknęłam głośno ślinę, łzy zbierały mi się do oczy, ale nie mogłam pokazać mu, że się poddaję. Już było  mi wszystko jedno co zrobi.
- Odpowiedz jak do ciebie mówię! - krzyknął, a ja prawie podskoczyłam. Przymknęłam oczy zatrzymując łzy.
- Tak - szepnęłam. Moja głowa opadła w dół, otworzyłam oczy, od razu wypłynął z nich wodospad łez.
- No i co ryczysz? Nic ci to nie da, teraz miej pretensje do swojego ojca. - chciałam mu wykrzyczeć to, jak bardzo go nienawidzę, że jest skończonym chujem, ale oczywiście jak to mi, zabrakło odwagi. Wiem, że od razu pożałowałabym tych słów, ale zawsze warto spróbować. Nie mam nic do stracenia.
Chłopak złapał mnie za włosy, na co syknęłam, zabolało. Bez słowa pociągnął mnie w górę po schodach i zaprowadził do jakiegoś pokoju. Było tutaj naprawdę pomieszczeń, wszystko ładnie ustrojone. Kocham takie miejsca, do Harry'ego to w ogóle nie pasowało. Jak się okazało, była to jego sypialnia, w której na środku stało wielkie, dwuosobowe łóżko, po prawej stronie wielka szafa, a po lewej jakaś komoda, czy co to było. W całym domu miał naprawdę dużo zieleni, przeróżnych kwiatów. Zapach unoszący się w powietrzu dodawał temu wszystkiemu uroku. Gdy weszło się do jego sypialni, można było poczuć zapach męskich perfum.
Harry zamknął za nami drzwi i puścił moje włosy. Skrzywiłam się i po prostu stanęłam patrząc na jego dalsze ruchy. Bałam się, co teraz chciał zrobić?
- Słuchaj. Wiem, że nie masz tutaj swoich rzeczy, ubrań, ani nic, ale już zadzwoniłem do chłopaków, przywiozą takie wiesz, podstawowe dla ciebie, a jutro pojedziemy na zakupy. - usiadł na łóżku przyglądając się mi. On był przerażający.
- Nie boisz się, że ktoś nas zobaczy? To jest więcej niż pewne. - powiedziałam, bo taka była prawda. Byłam pewna, że ktoś nas zobaczy. Wtedy miałabym szansę na ucieczkę.
- O to się kochanie nie musisz martwić, chłopaki będą blisko nas. - posłał mi swój złowrogi uśmieszek, który już zdążyłam znienawidzić. Zdałam sobie sprawę z tego, że ja nigdy stąd faktycznie nie ucieknę. Nie mam jak. W nocy nie miałam szans, może i spał, ale zdążyłby się obudzić zanim wstałabym z łóżka. W dzień jest ciągle w domu, a jeśli nie, to ja idę z nim do tego gangu, czy gdzie tam, jak powiedział. Bałam się tych jego "kumpli". Są tacy sami niebezpieczni jak Harry, a może jeszcze gorzej. Zostało mi chyba tylko pójść i się powiesić, albo pociąć. Nic innego.
- Chodź tu do mnie. - moje przemyślenia na ten temat przerwał głos Harry'ego. Przeniosłam swój wzrok z podłogi na jego twarz, wyciągał do mnie lekko ręce, a ja przełknęłam głośno ślinę i podeszłam powoli. Stanęłam przed nim, a on przyciągnął moje ciało bardziej do siebie, tak, że stałam między jego nogami.
- Jade, ja nie chcę cię krzywdzić. Ale jeśli będziesz stawiała opory, nie słuchała mnie, będę musiał się posunąć dalej.
- Dlaczego mi to robisz? - zamknęłam oczy, czując jak w oczach gromadzą mi się kolejne łzy.
- Muszę. Twój ojciec musi zapłacić za to co zrobił. Mam nadzieję, że ruszy go to, że jego córka została porwana, nie wie gdzie jest, a po za tym, ty jeszcze nie wiesz co cię czeka. - no tak, znowu zmienił się w tego bezdusznego potwora. Myślałam, że chociaż przez chwilę będzie miły, no cóż. Pozory mylą.


----------------------------------------------------------------------------------------
No to przed Wami rozdział 2 :)
Hyhy, zaczyna się troszkę :)
Liczę na Wasze komentarze.
Kocham Was ♥

czwartek, 1 maja 2014

Chapter 1.

Siedziałam w jego eleganckim samochodzie całkowicie zestresowana. Nie wiedziałam co
mam robić, czy w ogóle mogę się ruszyć. Ten koleś przerażał mnie. Na dodatek pewnie teraz wywiezie mnie gdzieś daleko do lasu, zgwałci, zabije i zakopie. Bałam się nawet na niego spojrzeć. Nie wiedziałam o nim nic. Nawet jak ma na imię. Nic mi nie powiedział. W ogóle, nie odzywał się od początku, a jedziemy od dobrych 10 minut. Nawet nie wiem gdzie jesteśmy, okolica była mi całkowicie nieznana.
- Jak masz na imię? - moje przemyślenia przerwał jego niski głos. Wtedy odważyłam się spojrzeć na niego. Jego wzrok skupiony był na drodze, nawet na mnie nie popatrzył. Może to nawet lepiej. Nie mogłam wydać z siebie żadnego dźwięku, zamurowało mnie.
- Mam powtórzyć? - niecierpliwił się, wtedy dopiero przeniósł swój wzrok na mnie. Jego oczy... były takie magiczne. Kocie oczy. Mam słabość do chłopaków z zielonymi oczami, ale on mnie przeraża, on w ogóle jest wyjątkiem.
- Jade - powiedziałam cicho, odwracając wzrok. Wpatrywałam się w krajobraz za oknem, kompletnie nie wiedziałam gdzie jestem.
- Piękne imię, dla pięknej dziewczyny - co? To ty nie chcesz mnie zgwałcić? No, w sumie, pewnie chce mnie zmylić, a potem zaciągnąć gdzieś. Takim ludziom nie można ufać.
- A ty? - zebrałam się na odwagę i zapytałam go o to. Uśmiechnął się delikatnie, nadal skupiając całą swoją uwagę na drodze.
- Jestem Harry - pokiwałam głową i ponownie odwróciłam wzrok. Przez resztę podróży każdy był cicho. W końcu dojechaliśmy pod jakiś dom. Można było zgadywać, że to jego. Ale taki wielki? Skąd on wziął na to pieniądze? Po jego wyglądzie można uważać, że pali papierosy i zapewne też bierze narkotyki. To pewnie dlatego ma tyle pieniędzy, sprzedaje je.
Brunet obszedł cały samochód i otworzył mi drzwi. Wyciągnął do mnie rękę uśmiechając się. Byłam kompletnie zaskoczona i zdezorientowana.
- Gdzie jesteśmy? - zapytałam przyglądając się wielkiej posesji. Byłam pod wrażeniem, dom był naprawdę wielki.
- Jesteśmy u mnie w domu - wzięłam moją torbę i po prostu przeszłam jak najdalej od niego przyglądając się całej okolicy. To osiedle, musiało być chyba najbogatsze z całego Londynu, bo każdy dom był taki.
- Po co mnie tutaj przywiozłeś? - moja odwaga mnie zaskakiwała. Odwróciłam się od niego, podskoczyłam ze strachu, stał zaraz za moimi plecami. Jak mogłam go nie wyczuć? Dobry jest.
- Wkrótce się dowiesz, kochanie - przeszedł mnie dreszcz jak wypowiedział to ostatnie słowo - a teraz chodź, zobaczysz jak jest w środku i zobaczysz swój pokój.
Co kurwa? Swój pokój? Że niby co? Jak? Co ty ode mnie człowieku chcesz? Wiesz co, i tak najlepiej, by chyba było gdybyś mnie już dawno zabił, nie musiałabym tak cierpieć.
Chłopak poprowadził mnie w stronę drzwi, weszłam pierwsza i od razu zobaczyłam ogromną przestrzeń. Ten dom zdecydowanie nie pasował do niego.
- Rozgość się - powiedział. Coraz bardziej nie rozumiałam tego chłopaka. Był zagadką. Zostawiłam swoją torbę w przedpokoju i poszłam za nim. Wszędzie rozglądałam się, oglądałam. Byłam cicho, nie chciałam się odzywać. Bałam się, że coś źle powiem i on mi coś zrobi.
- Chcesz się czegoś napić? - usłyszałam jego głos z kuchni, która połączona była z salonem. Patrzył na mnie, stał na środku pomieszczenia. Zaprzeczyłam ruchem głowy i powróciłam do oglądania obrazów i przeróżnych ozdób znajdujących się w salonie.
- Chodź tutaj - usłyszałam jego głos, odwróciłam się i po prostu poszłam do kuchni, nie chciałam na razie mu się sprzeciwiać. Patrzył na mnie tymi swoimi przerażającymi tęczówkami. Skinął głową, bym usiadła przy stole, który stał w rogu pomieszczenia, wcześniej nawet go nie zauważyłam. Zajęłam jedno miejsce, a on usiadł naprzeciwko mnie.
- Chyba czas ci coś wyjaśnić - patrzył mi prosto w oczy. Westchnął głośno odwracając swój wzrok.
- To powiesz mi dlaczego akurat ja? Przecież nic ci nie zrobiłam - powiedziałam cicho.
- Tak. Ty mi nic nie zrobiłaś, ale twój ojciec tak - zmroziło mnie. Co? Mój ojciec? Co on zrobił? Czemu ja teraz muszę za to płacić?
- Co on zrobił? - zapytałam, chciałam wiedzieć jak najwięcej.
- Twój ojciec perfidnie mnie oszukał i okradł - powiedział z jadem, gdyby można było zabijać wzrokiem, chyba już dawno leżałabym pod stołem. - I właśnie teraz chcę się zemścić. Chcę odebrać mu to co kocha, będzie błagał mnie, bym przestał.
- Dlaczego mścisz się na mnie? - zapytałam.
- Bo tylko na tobie mogę. Nie ma nikogo innego.
- Kiedy mnie stąd wypuścisz?
- Nigdy.


-----------------------------------------------------------------------------
No to mamy rozdział 1 :)
Mam nadzieję, że opowiadanie się Wam spodoba, piszcie w komentarzach!
Do następnego :*

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Prologue

Wybiegłam szybko z domu wiedząc, że już i tak jestem spóźniona. Biegłam najszybciej jak mogłam, dotarłam na przystanek idealnie, autobus akurat podjechał. Muszę zacząć wcześniej wstawać, albo nastawiać sobie więcej budzików. Od paru dni już tak miałam, nie mogłam się wyspać, w szkole byłam nieprzytomna. Na lekcjach i tak już nic nie robiliśmy, bo zostało zaledwie trzy dni do końca roku. Chodzę tylko po to, by nauczyciele się nie czepiali. W tym roku postanowiłam być prawie wzorową uczennicą, czyli prawie oznacza, że w ogóle. Chociaż tyle, że zaczęłam mniej wagarować i troszkę poprawiłam oceny. W zeszłym roku moi rodzice wzywani byli praktycznie codziennie, ale i tak nie przyjeżdżali, bo ciągle gdzieś wyjeżdżają do pracy i nie ma ich w domu. Nigdy się mną nie interesowali. Wszystkie sprawy załatwiali pieniędzmi, myśleli, że jak dadzą mi pieniądze to wszystko będzie w porządku. Mylili się i to bardzo. Ja też potrzebuję rodziców, ich miłości. Chciałabym poczuć się komuś potrzebna. Wiedzieć, że ktoś mnie kocha. Od małego wychowywały mnie niańki lub babcia. Wiele razy już próbowałam iść, odejść na ten drugi świat, gdzie podobno ból nie istnieje, ale za każdym razem ktoś musiał mi to przerwać. Nikt mnie nie rozumiał, nawet moja najlepsza przyjaciółka. Wiedziałam, że tylko na nią mogę liczyć. Że tylko jej mogę się wygadać, a ona chociaż w małym stopniu mi pomoże.
Usiadłam na wolnym miejscu w autobusie i czekałam, aż dotrzemy do przystanku, na którym prawdopodobnie miała być Lily. W końcu zobaczyłam ją. Pojazd się zatrzymał i do środka weszła niewysoka brunetka. Od razu usiadła obok mnie uśmiechając się szeroko, co odwzajemniłam.
- Cześć piękna - powiedziała i pocałowała mnie w policzek.
- Cześć - odpowiedziałam.
- Co mamy pierwsze? - zapytała.
- Angielski - okej, czyli będę mogła spać. Oczy dosłownie mi się zamykały. Jeszcze chwila i chyba bym zasnęła, gdyby autobus się nagle nie zatrzymał.
- No cholera jasna, jak oni jeżdżą! - denerwował się kierowca. Zignorowałyśmy to i zaczęłyśmy gadać o wszystkim i o niczym. Obgadywałyśmy ludzi lub po prostu się śmiałyśmy z niczego. Chciałabym, żeby było tak cały czas.
W końcu dotarłyśmy do szkoły. Już od razu przy murze zobaczyłam grupkę ludzi, a najdokładniej chłopaków. Byłam pewna, że wśród nich jest tam Ashton - mój chłopak. Byliśmy razem już od dwóch miesięcy. Tak jak mówiłam, stał tam pośród swoich przyjaciół, których lubiłam. Był tam też między innymi Justin. Byliśmy taką wspólną paczką w czwórkę. Ja, Lily, Ashton i Justin. Zawsze trzymaliśmy się razem, odkąd tylko pamiętam. Przywitaliśmy się i po dzwonku poszliśmy pod klasę czekając na nauczyciela, który przyszedł po chwili.

Około godziny 15 wyszłam z terenu szkolnego udając się w stronę domu. Tym razem szłam sama, Lily poszła do Justina, Ashton zerwał się wcześniej z lekcji. Włożyłam słuchawki w uszy i po prostu szłam. Przechodziłam przez pasy, było zielone. Nic nie słyszałam, nie widziałam, ale odwróciłam się w prawo i zobaczyłam, że rozpędzony, czarny Range Rover jedzie prosto na mnie. To koniec? Tak szczerze, może i bym się ucieszyła. Zamknęłam oczy, byłam pewna, że za chwilę już mnie nie będzie, jednak tak się nie stało. Otworzyłam powieki, a przede mną stał wysoki chłopak, miał kręcone, brązowe włosy, przepiękne zielone oczy i.. i jego ręce pokrywały tatuaże. A już myślałam, że będzie fajny.
- Jak łazisz?! - wydarł się na mnie. Patrzyłam na niego, nie wiedząc co powiedzieć. Mogłam szczerze powiedzieć, że się go bałam, mimo to, że staliśmy na środku ulicy i każdy nas widział.
- Ja.. to.. nie była.. moja.. wina - jąkałam się - było zielone.. to ty jechałeś szybko i nie zauważyłeś - chyba udało mi się to zdanie normalnie powiedzieć. Głos i tak zapewne mi drżał. Jego mroczne tęczówki mroziły mnie, każdym jego spojrzeniem. Patrzył mi prosto w oczy, kiedy uciekałam wzrokiem na coś innego, on podniósł mój podbródek, bym spojrzała na niego. Jego dotyk.. był taki zimny i chłodny.
- Patrz na mnie - syknął. Czy on czasem się trochę nie zapędza? Poznaliśmy się sekundę temu, on o mało co mnie nie potrącił! Powoli przeniosłam swoje tęczówki na jego twarz. - Jesteś piękna - szepnął, a ja po prostu zarumieniłam się. Co miałam zrobić? - Wsiadaj do samochodu - no, już myślałam, że będzie trochę milszy, ale widocznie się przeliczyłam. Mam z nim gdzieś jechać? Z nieznajomym chłopakiem, którego parę minut temu poznałam? Nawet po jego wyglądzie można było stwierdzić, że jest niebezpieczny. Alkohol, narkotyki, papierosy, dziary, kolczyki i nie wiadomo jeszcze co. Bałam się go, mogłam to przyznać.
- Ale.. - zaczęłam, jednak on od razu mi przerwał.
- Nie ma żadnego ale, wsiadaj do samochodu, albo cię tam własnoręcznie wrzucę - syknął, po czym po prostu poszedł w stronę drzwi od samochodu. Nie zostało mi nic innego jak tylko zrobić to co on.

______________________________________________________________________
No to mamy taki początek.
Witam Was na nowym blogu, który nazywa się "You'll be my, baby!".
Mam nadzieję, że opowiadanie Wam się spodoba i zdobędziemy razem dużo czytelników. Skomentujcie, jeśli przeczytaliście! ♥

piątek, 11 kwietnia 2014

Bohaterowie

Bohaterowie tego opowiadania:


Jade Parker


Wiek: 17 lat
Londyn


Lily Collins



Wiek: 17 lat
Londyn


Harry Styles



Wiek: 21 lat
Londyn


Louis Tomlinson



Wiek: 23 lata
Londyn


Zayn Malik



Wiek: 21 lat
Londyn


Justin Bieber


Wiek: 17 lat
Londyn



Ashton Irwin 

Wiek: 18 lat
Londyn



--------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że podobają Wam się bohaterowie tego opowiadania.
Jeśli w opowiadaniu będą pojawiać się jacyś nowi, dodam ich tutaj.