Próbowałem zatamować krew, ale ciągle mi się to nie udawało. Co ja miałem kurna zrobić? Wezwać karetkę?! To zły pomysł, a gdyby ją ktoś rozpoznał? Byłbym w dupie. Nie wiem ile zużyłem bandażu, ale krew przestała lecieć. Najważniejsze. Nadal była nieprzytomna, chciałem by już się wybudziła. Szczerze mówiąc trochę się o nią bałem. Nie tak to się miało skończyć. To się nawet jeszcze nie zaczęło. Położyłem jej ciało na łóżku u mnie w sypialni i cierpliwie czekałem aż się wybudzi. Kolejny raz się spóźnię. Trudno. Niech przyjdą tutaj, ja dzisiaj się chyba już nigdzie nie ruszam.
Przez cały czas przy niej siedziałem, leżałem, turlałem się, wszystko, by tylko jakoś szybciej leciał ten czas. Moja komórka ciągle brzęczała, już nawet jej nie sprawdzałem. Byłem pewny, że to chłopaki. Jakoś nie miałem ochoty odbierać od nich telefonu, nawet jeśli się martwili. Nie wiem ile czasu minęło, ale ona nadal się nie obudziła. Telefon przestał drażliwie brzęczeć, aż w końcu usłyszałem dzwonek do drzwi. Widocznie musiałem je zamknąć, a w sumie to oczywiste, skoro w moim domu jest Jade, która w każdej chwili mogłaby uciec. Wiedziałem, że to chłopcy, więc cudem zszedłem z łóżka i ruszyłem w stronę dolnego piętra mojej willi. Otworzyłem drzwi, a dwójka chłopaków "wsypała" się do mojego domu.
- Czy ty do cholery jasnej nie umiesz odbierać telefonu?! - wydarł się na mnie Louis, przez co moja głowa jeszcze bardziej zaczęła mnie boleć. Wcześniej nawet nie zwróciłem na to uwagi. Louis i Zayn od razu udali się w stronę kuchni i salonu w poszukiwaniu Jade.
- Pocięła się. Nie mogłem przyjechać. - obydwaj odwrócili się w moją stronę, jakbym powiedział nie wiadomo co.
- Co?! Jak to się kurwa pocięła? Nawet nie zdążyliśmy jej poznać, a ona już chciała się zabić? - widocznie nie mogli tego przyjąć. Cóż, a co ja miałem powiedzieć? Poszła normalnie do łazienki, żeby się ogarnąć, a potem wyniosłem ją nieprzytomną..
- Harry? - wszyscy odwróciliśmy się w stronę dochodzącego głosu. Obudziła się.. dzięki Bogu. Co?! Co ja gadam? Jej głos był cichy i słaby, zdziwiłem się, że zdołaliśmy ją usłyszeć. Stała na szczycie schodów, patrząc na nas. Widziałem, że się bała.
- W końcu! - powiedziałem donośnie i kiwnąłem głową, by zeszła na dół. Powolnym krokiem, niepewna swoich kroków szła w naszą stronę. Kiedy już znalazła się przy mnie, stanąłem za nią i położyłem swoje dłonie na jej ramionach. Poczułem jak przez jej ciało przeszedł dreszcz.
- Dobra, no to poznaj moich kumpli. To Zayn, a to Louis. - pokazałem po kolei na chłopaków, a oni wystawili swoje dłonie. Dziewczyna nieśmiało odwzajemniła uścisk dłoni.
- Może przejdziemy do kuchni? Dzisiaj chyba już nie pojedziemy na to spotkanie całego gangu, więc pogadajmy w trójkę. - odezwał się Zayn. Kiwnąłem głową i wszyscy ruszyliśmy w stronę kuchni. Poszedłem pierwszy, myślałem, że Jade pójdzie za nami, ale ona ani drgnęła. Odwróciłem się do niej i już chciałem powiedzieć, żeby się ruszyła, ale ona niespodziewanie prawie upadła. Prawie oznaczało to, że w ostatniej chwili ją złapałem i wziąłem na ręce. Nie wiem czemu ją wziąłem na ręce, ale myślę, że gdybym ją po prostu podniósł, nie utrzymałaby się na nogach.
- Ej, co jest? - zamknęła oczy. Czy ona znowu zemdlała.. Nie, po prostu była słaba. Może nie powinna tutaj w ogóle schodzić. Teraz taki opiekuńczy? Jej ręce były oplecione na mojej szyi. Szczerze? Wcale mi to nie przeszkadzało, czułem się dobrze. Odłożyłem jej ciało na kanapę w salonie, gdzie od razu zjawili się chłopcy. Zapewne byli tak samo zdezorientowani jak ja.
- Co się dzieje? - zapytałem, a ona zakryła swoje oczy dłońmi. Nie chciała mi powiedzieć. Albo po prostu nie mogła.
- Strasznie mi słabo. - odparła cicho. Odsunąłem się od kanapy, podniosłem i nerwowo potarłem kark. Spojrzałem na chłopców, którzy od razu przenieśli swój wzrok z Jade na mnie.
- Dasz radę się podnieść? - zapytałem.
- Tak, jasne. Pójdę na górę. - jak najszybciej próbowała się podnieść, ale jej to nie wyszło.
- Dobra.. poczekaj. - zatrzymałem ją w miejscu. Byłem nerwowy, nie wiedziałem czemu. Zawsze byłem pewny siebie, niczego się nie bałem, a teraz co? - Zaniosę cię na górę. - patrzyłem na jej kompletnie zdziwioną minę, ale olałem to. Delikatnie wziąłem ją na ręce i powoli poszedłem w stronę schodów. Wszedłem do mojej sypialni, gdzie od razu na łóżku ułożyłem jej kruche ciało. Była tak cholernie chuda i lekka. Czy ona coś je?
- Co chcesz do jedzenia? Na pewno jesteś głodna. - wow Harry, jakiś ty opiekuńczy. No, ale chyba musi coś jeść, tak?
- Nie wiem.. obojętnie. - odparła cicho, a ja pokiwałem głową. Przykryłem ją kołdrą i poszedłem na dół.
- Co to było? - zapytał mnie Louis, gdy od razu znalazłem się na dole.
-----------------------------------------------------------
Hej:)
Tak, wiem. Zawaliłam po całej linii. Jednak nie zamierzam zostawić tak tego bloga. Tylko Wy (o ile ktoś tu jeszcze jest) musielibyście mi w tym pomóc.
By go troszkę nagłośnić. Gdyby było więcej czytelników, byłabym pewna, że chęć do pisania również. Nie chcę przedłużać.
I nie będę się tłumaczyć, bo to bez sensu.
Komentujcie :)
Pozdrawiam ♥